29.01.2005 :: 19:28
Marzenia są jak ptaki wzlatujące ponad szczyty własnych możliwości... Wiele razy stawałem na krawędziach... na krawędzi upodlenia... na krawędzi życia.... tańcząc na krawędzi dni... czemu? nie wiem chyba niebezpieczna fascynacja tym co może być po drugiej stronie krawędzi pcha mnie do eksperymentów...kolejne szczyty osiagane by je osiągać...głupie dziecinne?? może ale coś we mnie jest jeszcze niedojrzałym dzieckiem... i oby dłuzęj nim było. gdzieś na dnie tego całego burdelu jakim są moje myśli pojawia się tęsknota... czemu?? sam nie wiem za czym?? hmmm zbyt osobiste pytanie.... Dawno nie było tak dobrze. Tak stale...Tak... po prostu... Bez szarpania się ze sobą... Moze nie szaleńczo dobrze, bo pojawiaja się jednak zakręty...Jest tak tylko i wyłacznie dzięki ludziom. Dziękiludziom...Dzięki temu, ze są...Zwłaszcza dzięki pewnej ich garstce... Zwłaszcza dzięki przyjaźni.. Dziękuję...Zachwyca mnie to, ze są na świecie ludzie wartosciowi...Że ci, których poznałem do tej pory,a którzy mnie ranili, nie są jedyni...Ze są tacy, dla których jestem... I właśnie pojawiła się motywacja i obietnica.Obiecałem.......może istnieje jakaś przyszłosc? Boję się jej...Boję się zachwiania. Im dalej od krawędzi tym bardziej boję się upadku. Już to przerabiałem.I pamiętam co się potem stało. Ale nie chcę do tego znowu dopuscić...Brak wiary w siebie? Ale przecież to u mnie nic nowego... I ta kwestia szybko sie nie zmieni... Zbieram siły... Co wcale nie znaczy, ze jestem silny. To, ze jest dobrze wcale nie znaczy, ze niczym się nie martwię... Martwi mnie... Zwłaszcza jedno...Martwię się o kogoś...Bo gdyby tej osoby zabrakło,to stoczyłbym się na samo bolesne dno...