30.01.2005 :: 00:33
w otchłani... Przewrotnie ale co tam... tytuły nie były moją domeną nigdy .... dziwnie mi ... ni to źle ni to dobrze... zawieszony pomiędzy snem a rzeczywistością... ciężko jest przyjmować krytykę ale hmm czasem jest potrzebna jak kubeł zimnej wody.... trzeba myśleć wielopłaszczyznowow a ostatnio słabo mi to wychodzi... jakoś najdalej moje myśli rozwijają sie do płaszczyzny ja ... egizm aż ścieka mi z duszy i chyba to niewłaściwe... chyba niejakie chyba złe... sam nie wiem... może muszę sobie coś udowodnić . Zawsze wyznawałem zasadę że moja egzystencja definiuje się przez innych... że nie umiem życ dla sibie i swoich ideałów... coś się zmienia... coś na co czekałem już dawno... może statek przypłynął do właściwego portu? a może nie... :] śmierć jawi się jakoś blisko śmierć intelektualna... wypaliłem się to miejsce chyba także.. sam nie wiem może to strach przed byciem za rozpoznawalny... po raz setny myślałem o sobie jak o zwycięzcy o tym że wyszedłem z pragnień niemożliwego i znó poddałem się przy najmniejszym odczuciu napięcia.... sam nie wiem jestem znów jakoś osłabiony!!! nie chce się tak czuć... nie chce znów patrzeć się w sufit i pytać dlaczego?? po co?? ciche noce w łóżku samotnie spędzone by znów budzić się co rano ... sam nie wiem leje na to właśnie wszystko stało się niczym... niegdyś zależało mi na czymś... dziś ... nic pustka i jakieś słowa kołatające się w głowie... by spaśc z gwiazd firmamentu musimy tam wejść... czy ktoś ma drabinę???????